Coś niebywałego! Jak zwykle kapitalny Deyna! - to zdanie niezapomniany Jan Ciszewski powtarzał jak mantrę przez całe lata siedemdziesiąte. Komentatorzy sportowi okrzyknęli go objawieniem futbolu. Popularny na świecie jak dziś Ronaldo i Messi, na polskich stadionach był wygwizdywany. Pewnie dlatego, że współtworzył sukces wojskowej Legii, klubu znienawidzonego za to, że był pupilkiem władzy. Przystojniak, na boisku czarował piłkę, a poza nim - dziewczyny, przez które czasem znikał z treningów na parę dni. Prywatnie skromny, małomówny, był wielkim indywidualistą, podczas meczu - duszą zespołu. On konstruował akcje, rozdzielał piłkę, a do biegania byli inni. On zdecydowanie najszybciej myślał. I te jego słynne ,,rogale" i ,,kaczki", od których bramkarze dostawali niestrawności. Grał fair. Przez trzy czwarte swojego czterdziestoletniego życia poświęconego piłce nożnej tylko raz dostał czerwoną kartkę. Gdyby urodził się kilka lat później, zrobiłby na Zachodzie pewnie większą karierę niż Boniek. Po zwycięskich igrzyskach w Monachium, na których został królem strzelców, biły się o niego największe kluby Europy. Nie wyjechał, swoje najlepsze lata oddał Legii i reprezentacji.